Minęło około pół roku od rozważań na temat tego, czy carry trade wróci do gry.
Jak widać po kursie NZDCHF, czyli pary walut z grupy G10, gdzie stopa procentowa w Nowej Zelandii jest najwyższa (+2,25 proc.) oraz Szwajcarii, gdzie stopa jest najniższa (-0,75 proc.), rynek przeszedł do klasycznego poszukiwania rentowności.
Temat umocnienia dolara już dawno został przestawiony na boczny tor, co spowodowało, że kupowanie amerykańskiej waluty przestało się opłacać.
Z kolei w ogólnoświatowym środowisku niskich stóp procentowych każdy zysk z odsetek jest istotny, a zmiana kursu w odpowiednią stronę też dodaje kolejne odsetki do inwestycji.
Carry trade ma jednak to do siebie, że jest strategią dla cierpliwych bądź też po prostu dla tych, którzy nie mają czasu na day-trading i stałe monitorowanie wykresów.
NZD/CHF to praktycznie jedyna para która jako tako sobie radzi w ostatnich tygodniach. Wszystkie inne, a szczególnie te z jenem to był jeden z gorszych pomysłów inwestycyjnych. Przynajmniej w ostatnich miesiącach. Sam jestem zwolennikiem tej metody gry, ale tutaj timingiem się nie popisałeś…